wtorek, 27 listopada 2012

Wyniki Konkursu "Bliskie Dni Bliskości" !!!

Jury łzy roniło czytając cudne relacje z Dni Bliskości!
Dziękujemy za wszystkie prace :)
Oto ogłaszamy werdykt:

I  miejsce - Sylwia Mucharska otrzymuje nosidło TULA

II miejsce - Emilia Rutkowska otrzymuje statuetkę szklaną od crystalcity.pl

III miejsce - Justyna Dąbrowska - karnet na zajęcia w BEBE

Oddajemy głos dziewczętom. Przeczytajcie same, sami ....
______________________________
 I  miejsce - Sylwia Mucharska:

 Może wreszcie tym razem uda mi się opisać moje wrażenia z Dni Bliskości. Antek (syn) najedzony, obiad ugotowany w dwóch wersjach – dla karmiącej i szanownego małżonka, pies po spacerze. Można pisać.
Zapisałam się na warsztaty chustowe, Feldenkraisa, Mama – bebe. Na wiele innych też chętnie bym pochodziła ale, albo już miejsc nie było, albo mam za małe dziecko, albo godziny mi nie pasowały.
To po kolei. O Dniach Bliskości dowiedziałam się przypadkowo od koleżanki, która nie ma dzieci ale jest facebookowa, prowadzi gabinet kosmetyczny – generalnie jest nieźle „oblatana” w różnych tego typu imprezach. Gdyby nie e-mail, którego od niej dostałam przesiedziałabym z Antkiem ten czas na „grzędzie” jak ta kura – bo nie ukrywam, ale przy całym CUDOWNYM MACIERZYŃSTWIE obowiązków czysto „kurnikowych” jest bardzo dużo. Pomyślałam sobie, taka impreza, na cały Białystok, przyjdą piękne, zadbane mamy, a ja taka „zapuszczona”, włos bez farby, końcówki poszarpane. Na tę okoliczność udałam się do mistrza strzyżenia, a następnego dnia do „Bebe” na „Mama – gimnastyka”.
Moje wyobrażenie o tych warsztatach było takie: popodrzucam trochę Antka, poprzewracam go z pleców na brzuch, pomacham kolankami. Jak się później okazało było inaczej. Wspaniała godzina ćwiczeń dla mnie. Mimo obcisłych dżinsów, które wzbudziły kontrowersje ;)) u prowadzącej, dałam z siebie wszystko. Podobało mi się. Dzięki tym zajęciom wiem jak w domu bezpiecznie wykorzystać do nich dziecko a przy okazji poprawić własną sylwetkę. Następne spotkanie to „Chustonoszenie” i „Nosimy dzieci – chusty w praktyce”. Pani Dorota Zaniewska zaprezentowała kilka wiązań i generalnie oswoiła przyszłe i obecne mamy z tym olbrzymim kawałem materiału. Mam, kupiłam, oplątuję się. Antek jest zadowolony, widzi co się dzieje wokół niego, a jak się napatrzy to zaraz zasypia. Polecam dla mam, które mieszkają (tak jak ja) na IV piętrze, nie mają windy, mają psa a wózek trzymają w samochodzie, i jak wkładają dziecko do gondoli schowanej w bagażniku, żeby komplet wpiąć na stelaż i odwrotnie – spotykają się z pogardą otoczenia: „ona chyba jest wariatką, przewozi dziecko w bagażniku?!”. Chusty są świetne, można mieć tyle chust ile
sukienek i zawsze będzie mało. Kolejne wyjście to Feldenkrais (niemowlęta do 5miesięcy). Załapałam się jako obserwator, ale poszłam z dzieckiem, ktoś nie przyszedł więc Antek skorzystał. Miła, ciepła osóbka prowadząca. Fajnie było poobserwować jak różne mamy maluchy, jak nasze dziecko wygląda i zachowuje się na tle innych. Były to krótkie zajęcia ale bardzo ciekawe. Ten rodzaj zabawy polegający na poznawaniu swojego ciała poprzez oklepywanie stosujemy.
Reasumując. Cudowne spotkania, wspaniali ludzie. Dla mnie „Dni Bliskości” to możliwość wynurzenia się ze świata „ja - mój niemowlak” na zewnątrz, do innych mamo – niemowlaków. Ta impreza otworzyła mi oczy, że są w Białymstoku takie stowarzyszenia jak Kobieteria, Klub Mam czy Bebe które robią kawał dobrej roboty mobilizując do działania takich zasiedzialców jak ja. Na zakończenie mogę tylko powiedzieć DZIĘKUJĘ i życzę nowych pomysłów.
         Sylwia, Antek i Gryf
____________________________________
II miejsce - Emilia Rutkowska:


Podobnie jak odżywianie, sen czy oddychanie, poród przez wieki był dla nas, Kobiet, czynnością naturalną, fizjologiczną, bez żadnego tabu, choć w każdej kulturze towarzyszyły mu różne zwyczaje. Poród w domu? A gdzież indziej mógłby się on odbyć, jak nie właśnie tam, gdzie kobieta czuje się najbezpieczniej i gdzie dziecko zostało spłodzone? Przez wieki kobiety rodziły w domu, w gronie najbliższych osób, często też dzieci, i było to jak najbardziej normalne. Nagle, w połowie XX wieku, coś się zmieniło. Czy aby na pewno stoi za tym jedynie dobro rodzących kobiet i ich dzieci?
Jest to pytanie przewodnie filmu „Uwolnić poród”, który miałam przyjemność obejrzeć w ramach Tygodnia Bliskości 2012. Film nie daje na nie jednoznacznej odpowiedzi, zostawia z wewnętrznym znakiem zapytania i zachęca do znalezienia odpowiedzi w nas samych.
Na pokaz filmu czekałam z wielką niecierpliwością. Jest to tematyka bardzo mi bliska - moim marzeniem jest urodzić moje Dziecko, którego się obecnie spodziewam, właśnie w domu i mam głęboką wiarę, że jest to dla Niego najlepszy z możliwych sposób przyjścia na Świat! Pewnie dlatego przez pierwsze 10 minut filmu nie mogłam powstrzymać wzruszenia i napływających mi do oczu łez.
O czym jest ten film? Głównym jego wątkiem jest historia węgierskiej położnej Agnes Gereb, od października 2010 przebywającej w areszcie domowym. Podziwiam jej spokój i niezmąconą wiarę w słuszność tego, co robi, a raczej robiła, gdyż już od 2 lat jest pozbawiona możliwości wykonywania zawodu. Jej historia zapoczątkowała istną lawinę walk o prawa kobiet do wyboru miejsca rodzenia, nie tylko na Węgrzech, ale na całym świecie, co nie jest tak oczywiste, jak by się nam mogło na pierwszy rzut oka wydawać, nawet w państwach chlubiących się ustrojem demokratycznym. Owo zagadnienie zostało uzupełnione wypowiedziami specjalistów z całego świata, takich jak położne, lekarze, prawnicy, doule.
Problematyka zawarta w tym filmie pozostaje bliska nie tylko mojemu sercu, na co wskazywała liczna frekwencja, jak również emocjonująca dyskusja po jego zakończeniu, która na pewno trwałaby o wiele dłużej, gdyby nie czujność Organizatorek :) Zabrano nam poród i najwyższy czas go odzyskać i upomnieć się o to, co było od początku istnienia ludzkości domeną Kobiet, a nie lekarzy i szpitali!
W Polsce przyjęto ustawę dającą kobietom wybór miejsca porodu. Mimo że ma ona jeszcze wiele niedoskonałości, jest to dobry omen i coraz więcej osób decyduje się na poród w domu.  Mimo to, kiedy wspominam o mojej decyzji, spotykam się z niezrozumieniem i ostracyzmem, szczególnie wśród lekarzy i położnych. Swego czasu usłyszałam nawet, że w Białymstoku porody domowe są zabronione. Czy Białystok pójdzie w ślady Węgier? To my piszemy historię naszą, a zarazem tego miasta. To od nas, Kobiet, zależy, w jakim kierunku się ona potoczy. Każda z nas powinna mieć zagwarantowane prawo decydowania o miejscu porodu, bez zastraszania i napiętnowania, czego sobie i innym białostoczankom (i nie tylko!) życzę.
____________________________________
III miejsce - Justyna Dąbrowska:

Lubię Tydzień Bliskości, lubię bliskość. Ciepło, przytulenie, spojrzenie prosto w oczy dziecka, w których widzę swoje odbicie, dotknięcie łzy na policzku malca wielkiej jak groch, bicie mego serca, które niezmiennie od 2,5 roku uspokaja i usypia małego Marka Juniora i od 2 miesięcy jeszcze mniejszego Stasia.
Rok 2012, Tydzień Bliskości i Staś:
Warsztat: Śpiewajmy dzieciom
Jestem tu, bo uwielbiam śpiewać dzieciom, bo lubię Asię i jej  ciepły głos, jej świetną pamięć do imion dzieci uczestniczących w zajęciach,  Podoba mi się to co słyszę: że nie bójmy się fałszować, że nie zamieniajmy zapomnianych słów piosenki na „cośtamcośtam”.
Chwila na kołysankę, każda mama wpatrzona w swoje dziecko, każde jest w tym momencie jedyne na  świecie,  a i dla mnie cały świat rozpływa się nagle, jestem tylko ja i Staś i jego błękitne oczy  z długaśnymi rzęsami, w których widać, że rozumieją, że „idzie niebo ciemną nocą i ma w fartuszku pełno gwiazd”. Słowa usłyszane tylko raz w życiu jakieś 25 lat temu odżywają jakby były ze mną zawsze. Czy Staś kiedyś  odkryje  to samo?

Warsztat: Chustonoszenie
Dorota otwiera nie tylko gościnne progi Bebe ale i całe swe chustowe serce przed wszystkimi mamami. Na podłodze ścielą się kolorowe fale chustowe, do dotykania, przymierzania i przekonania – się, że warto zostać „mamą kangurzycą”. Gdy Dorota pewnym ruchem przekłada poły chusty, to przez ramię, to na plecach, wiąże węzeł to tu, to tam, wówczas nawet najbardziej skomplikowane wiązanie wydaje się proste i naturalne. Gorzej z samodzielnym wykonaniem… Ale i to nie straszne, bo Dorota – o czym przekonałam się już nie raz – nawet poza warsztatem zawsze chętnie pomoże, zawiąże, tu naciągnie, tu rozluźni.. i tak dzięki niej stałam się kolejną chustową mamą. Junior uwielbia nasze wieczorne tańce-usypiańce w chuście, a Staś jest szczęśliwy, gdy zawiązany przy serduszku mamy uczestniczy we wszystkich pracach domowych od gotowania po mycie podłogi.
Kobiety wszystkich krajów i wiążcie się! (i śpiewajcie dzieciom).